Naszych rodaków można spotkać w niemal każdym zakątku świata i naprawdę w większości tych miejsc nie mają nas za złodziei i cwaniaków. Np. na Filipinach jak usłyszą, że się jest z Polski, a potem dowiedzą się, że ta Polska leży w Europie to mają nas za zamożnych przedstawicieli zachodniego świata – nie wiedzą, że świat zachodu dzieli się na bardziej zachodni i mniej zachodni. Powstaje zatem pytanie: Jak to się stało, że na przestrzeni wieków Polacy nie pojęli, że kluczem który otwiera drzwi świata są języki? Dlaczego nie jesteśmy narodem, który bez problemu komunikuje się w dwóch lub więcej językach? Przecież komunikacja jest podstawą gdy człowiek próbuje znaleźć sobie nowe miejsce pod słońcem. Na targowisku w Afryce normalne jest, że jakiś wieśniak na co dzień rezydujący w błotnej chatce posługuje się trzema lub więcej językami, a na targowisku w Polsce pan z miasta mówi „poszłem” i „wziełem”.
Jest jednak jeszcze jeden czynnik, który sprawia, że nieznajomość języków, w szczególności angielskiego w naszym kraju jest sprawą nad wyraz dziwną. Otóż my lubimy gadać! Nawet nie lubimy, my uwielbiamy gadać. Można czasem nawet odnieść wrażenie, że Polak bardziej potrzebuje „gadania” niż piwa, wódki czy kiełbasy. Rozprawiamy na każdy temat, a w większości z nich jesteśmy ekspertami. Potrafimy kłócić się godzinami o poglądy, brak poglądów, zmianę poglądów i ogólny pogląd na poglądy. A jak ktoś nieopatrznie wejdzie na temat polityki… to sam sobie winien. Zasada jest jedna – znajdźmy wspólny temat to porozmawiamy, znajdźmy sobie wspólnego wroga to dyskusja się nie skończy. Często też można doświadczyć tego, jak ważne jest dla mieszkańca naszego kraju aby komuś przygadać, najlepiej tak, żeby mu w pięty poszło. Mamy taką obsesję na tym punkcie jak Amerykanie na punkcie dążenia do sukcesu. Na pewno kiedyś jakieś wieloletnie badania naukowe pokażą, która obsesja jest lepsza.
Zatem podsumowując. Dziwi i dziwić powinno, że Polacy nie mówią po angielsku. Mamy wszystkie predyspozycje ku temu, żeby być co najmniej dwujęzyczni. Na co dzień operujemy jednym z najtrudniejszych języków świata, nie jesteśmy jakoś genetycznie obciążeni niemożnością uczenia się nowych, dusza ciągnie nas w świat, a na liście światowych milczków jesteśmy na samym dole. Co jest więc powodem tego, że kiedy obcokrajowiec zapyta na ulicy przeciętnego Polaka o drogę to świecimy oczami? Przyczyn jest kilka. Zajmiemy się nimi w następnym rozdziale.
Bo to, to taki ogólny wstępik był do tego temaciku – kolejna rzecz którą uwielbiamy: zdrobnienia 😉