Rozdział 1.6

Trudno stwierdzić kto był pierwszym polskim emigrantem. Jedno wiemy na pewno – nie miał paszportu, a nawet jeśli miał coś w tym stylu, to możemy być przekonani, że bez zdjęcia. Wszyscy jesteśmy potomkami plemion, które z lubością się przemieszczały. Mało tego, często mieliśmy królów z zagranicy – niektórzy fajni, inni nie. Współcześnie jesteśmy świadkami największej emigracji w dziejach naszego kraju. Wniosek jest prosty: ciągnie nas w świat.

Ciągnęło tak Tadeusza Kościuszkę, który zawitał do Niemiec, Francji (gdzie studiował) i Stanów Zjednoczonych (gdzie pracował). Prawie każdy słyszał o słynnej szkole wojskowej West Point nad rzeką Hudson. Jest to instytucja o tyle ciekawa, że mieści się w najstarszych obiektach fortyfikacyjnych w USA. Sam George Washington wybrał West Point jako miejsce na fort, a do zaprojektowania i budowy zatrudnił właśnie Tadeusza Kościuszkę, który wcześniej zdobył uznanie i renomę wznosząc fortyfikacje np. w Filadelfii oraz pod Saratogą.

Pierwsze zajęcie Kościuszko znalazł niespełna dwa miesiące po przybyciu do Stanów Zjednoczonych. Został przyjęty do amerykańskiej armii i miał zająć się budową umocnień. Nie byłby w stanie wykonywać tak złożonych przedsięwzięć bez znajomości języka. Podczas odwrotu oddziałów amerykańskich młody Tadek otrzymał rozkaz opóźnienia pościgu Brytyjczyków. Do dyspozycji dowództwo oddało mu 300 żołnierzy (nie zrobiliby tego, gdyby Kościuszko porozumiewał się na migi, wolno artykułując pojedyncze polskie słowa). Blokował drogi przy pomocy drzew oraz kamieni tak skutecznie, że armia brytyjska na pokonanie 40 km potrzebowała aż trzech tygodni.  Potem nastąpiła bitwa pod Saratogą, która jest uznawana za przełomowy moment na drodze USA do uniezależnienia się od Wielkiej Brytanii. Współcześni historycy zgodnie przyznają, że bez Kościuszki i jego rozwiązań, to starcie najprawdopodobniej wygraliby Brytyjczycy. Tak naprawdę szkoda, że ówcześni przywódcy nie byli w stanie dogadać się, siedząc przy stole i popijając Whisky albo Whiskey oraz paląc modne wtedy cygara – mówili przecież tym samym językiem. Nie zginęłoby wtedy tylu ludzi. Nas jednak najbardziej interesują tutaj dwie rzeczy: 1) nasz kolega Tadeusz posługiwał się kilkoma językami oraz 2) był emigrantem, który w kraju czuł się dobrze tylko przez kilka chwil, a potem wyruszał w świat, ponieważ lubił być gdzieś indziej bez względu na to, gdzie aktualnie przebywał.

I umiał połączyć te dwa czynniki, z czego drugi napędzał pierwszy. A dzięki temu mógł się komunikować z ludźmi z innych krajów oraz zawierać znajomości i przyjaźnie. Mało kto wie, że aż do swojej śmierci Kościuszko i prezydent USA Thomas Jefferson wymieniali korespondencję. Co ciekawe Kościuszko pisał do niego m.in. po francusku.

Co stanowiło o tym, że Kościuszko uczył się tak sprawnie? Determinacja. Chciał czegoś dokonać i aby to osiągnąć potrzebował znajomości języka. Nie miał sprytnych samouczków, kursów online ani aplikacji do nauki, a jednak opanował te języki. Czyli chcieć, to móc 😉

P.S. Do dziś zachowało się kilkadziesiąt listów po angielsku i francusku napisanych przez Kościuszkę. Jeśli chcecie je poczytać, to najlepiej wpisać w Googla: “Kosciuszko letters” i przejść do wyszukiwania grafiki.

W kolejnym wpisie będziecie mogli się dowiedzieć ciekawych szczegółów z życia pewnego emigranta, który swoją wyprawę do wielkiego świata zaczął nad Wisłą, a skończył w Hollywood i świetnie dawał sobie radę chociaż po angielsku mówił … różnie. Ale się tym nie przejmował! 🙂