W przeciwieństwie do polskiego język angielski jest prosty. Znajduje się w nim to co niezbędne, żeby opisywać świat i zjawiska w sposób jasny i precyzyjny. Zaprzeczając „jest” (is) mówimy „nie jest” (is not) w każdej sytuacji. Kanapka jest na stole, a kawa nie jest (a nie jak w naszym rodzimym języku “kawy nie ma”). Ponadto nie rzeźbimy słów przypadkami. Przedstawiamy kogoś mówiąc: To jest John, a potem rozmawiamy z John, dzwonimy do John, przypatrujemy się John, idziemy z John, opowiadamy o John i wreszcie wołamy o John!. Dla nas tylko zdanie To jest John wygląda poprawnie, pozostałe są nieobrobione, bułka nie rozkrojona, masło nie rozsmarowane, ser nie położony.
Bo język polski przypomina wyrafinowaną kanapkę z wieloma dodatkami, które często nam zjeżdżają z sera i spadają na spodnie (włączać, a nie włanczać; robimy coś trzy razy z rzędu, a nie pod rząd; patrzymy komuś w oczy, ale czasem zerkamy na oka – takie w rosole), podczas gdy angielski raczej przyrównałbym do banana. Jest wszechobecny, znany, nieskomplikowany w budowie i prosty w obsłudze.
Musimy zatem zmierzyć się z pytaniem: Dlaczego Polacy nie mówią po angielsku? Przecież jak ktoś na co dzień robi coś bardzo trudnego np. buduje samoloty, to bez problemu zrobi coś prostszego np. zmontuje komodę z Ikei, chociaż nigdy przedtem tego nie robił. Łatwiej jest z czegoś skomplikowanego przesiąść się na coś prostszego niż na odwrót. A jednak pomimo trwającej od kilku dekad popularyzacji języka angielskiego odsetek ludzi swobodnie nim się posługujących nadal jest nieduży. I wiem co mówię – jestem lektorem tego języka, prowadzę pracownię językową, czasem pracuję jako tłumacz dla firm oraz różnych organizacji. Zatem na co dzień spotykam się z ludźmi, którzy pomimo starań, a niejednokrotnie wielu lat spędzonych z angielskim w szkole nadal nie mówią tym językiem.